Jacek Siadkowski

Tech to the rescue

Od ośmiu lat prowadzę takie małe digital studio – grupę około 10 osób,

które tworzą produkty cyfrowe dla organizacji społecznych.

Głównie tworzymy rozwiązania oparte o grywalizację,

a podczas tych lat pracy z misją na rzecz organizacji

zauważyłem jeden problem.

 

Nowe technologie dają niesamowitą szansę organizacjom społecznym działać na większą skalę i szybciej rozwiązywać problemy społeczne, natomiast zasoby potrzebne do tego,

żeby te rozwiązania budować są bardzo drogie.

Czas pracy programisty jest dzisiaj na rynku kilkukrotnie droższy

niż pracownika organizacji pozarządowej,

przez co te organizacje zazwyczaj nie mają zasobów,

żeby w takie rozwiązania inwestować. 

To może spytam teraz od strony organizacyjnej:
W jaki sposób taki projekt działa?
Takie matchowanie - z jednej strony twardych informatycznych skilli i umiejętności z potrzebami społecznymi?
To coś co w BITECH rozumiemy doskonale zarówno zawodowo, jak i w ramach naszej fundacji, stąd moje pytanie: w jaki sposób to organizujecie?
W jaki sposób dobieracie tych ludzi?
W jaki sposób komunikujecie się i łączycie z poszczególnymi organizacjami?
Jak taki przykładowy projekt, nad którym macie pieczę - działa?

Jacek Siadkowski: Użyję słowa z branży technologicznej: staramy się być „marketplacem”, na którym spotykają się dwie strony, czyli po pierwsze profesjonalne organizacje pozarządowe (w przyszłości to pewnie będą szeroko rozumiani „change makers”, wliczając w to indywidualne grupy, biznesy społeczne itd.). Na razie jesteśmy mali, dopiero zaczynamy i koncentrujemy się na organizacjach pozarządowych, które wyszukujemy i zapraszamy te organizacje, które są sprawne i mają potrzeby związane z technologią do naszej bazy.

Z drugiej strony wyszukujemy firmy technologiczne, które czują się „ok” z tym, żeby przynajmniej raz w roku zorganizować jakiś projekt społeczno- technologiczny na zasadzie pro bono, czyli delegując swoich pracowników do takiego projektu, bez pobierania za to wynagrodzenia.

Te dwie strony spotykamy w jednym miejscu, w którym mamy też listę projektów „do wzięcia”. Projekty te są wcześniej przez nas sprawdzane i weryfikowane. Każdy z nich ma sens, każdy generuje też mniejszy, lub większy impact, a firmy, które do nas przychodzą mają też swoje preferencje, co do tego jakie projekty chcą robić, jakie problemy społeczne chcą rozwiązywać, wybierają sobie te projekty, a my później doprowadzamy do spotkania tych dwóch stron, ułatwiamy proces negocjacji, poznawania się i zrozumienia czy są dla siebie dobrymi partnerami. 

W momencie, w którym firma i organizacja mówią „tak, chcemy razem współpracować”, Tech To The Rescue się odsuwa i pozwala tym dwóm profesjonalnym organizacjom, pracować ze sobą, jak klient z dostawcą albo jak partner technologiczny z partnerem branżowym, a my w zasadzie staramy się im nie przeszkadzać. Zakładamy, że te dwie profesjonalne strony są w stanie zrobić dobry produkt. Jeżeli po realizacji tego projektu okazuje się, że organizacja pozarządowa ma więcej potrzeb, może wrócić do nas z prośbą, żebyśmy połączyli ją z inną firmą, która może uzupełnić te brakujące zasoby.

Z jednej strony są sprzedawcy i kupujący, albo twórcy i odbiorcy.
To rozwiązanie bardzo powszechne, jeśli chodzi o biznes, bardzo wiele platform wykorzystuje ten schemat.
Ciekawe jest natomiast to, że tak dało się to tak sprawnie zaaplikować do wyjścia niekomercyjnego.

Jacek Siadkowski: Myślę, że mogę użyć takiego porównania: Dzisiaj działamy trochę, jak agent nieruchomości, do którego przychodzi klient i ów agent dla klienta szuka odpowiednich nieruchomości. Natomiast myślę, że z czasem będziemy się coraz bardziej przesuwać w rolę takiego „tindera” dla projektów społecznych, czyli systemu, który pobiera dane i w skalowany sposób łączy dwie strony, które mogą do siebie pasować i daje im przestrzeń do tego, żeby mogły się spotkać i porozmawiać, czy chcą wspólnie zrealizować to wspólne marzenie.

Mamy wrażenie, że to jest właśnie drogą, którą gospodarka społeczna będzie się rozwijała.
Zanim przejdziemy do drugiego po pandemii kryzysu, o którym chcielibyśmy porozmawiać, i który ma być core’em dzisiejszego spotkania, chcieliśmy zadać dodatkowe pytanie:
Firmy zaangażowane w TTTR działają na zasadzie pro bono lub low bono.
Czy w Twojej ocenie wpływa to na skuteczność ich pracy i stopień zaangażowania w projekt?
Komentarz BTT
Ania

Właśnie! Firmy, które są przez Was zaangażowane nie działają z pobudek komercyjnych.
Z Twoich obserwacji, jak to się przekłada na motywację do realizowania projektów i zaangażowanie?

Jacek Siadkowski: Odpowiedź jest moją ulubioną odpowiedzią i brzmi „to zależy”. Mam szereg obserwacji. Może je wymienię i spróbujemy złożyć z tego kompletny obrazek. Pierwsza obserwacja jest taka, że pracownicy firm zaangażowanych w projekty w ramach Tech To The Rescue są nimi mega zajarani! To są projekty, które oni chcieli robić i to im daje niesamowitą motywację, a my mamy na to szereg dowodów.

Począwszy od relacji, które otrzymujemy od właścicieli tych firm po posty na LinkedIn, które Ci ludzie wrzucają nie zmuszani, mówiące o tym, że to jest najfajniejszy projekt, który mieli okazję robić w swojej karierze. To niewątpliwie kontrybuuje do tego, że te projekty są tworzone w wyższej jakości, bo tym ludziom się po prostu chce. Inna rzecz jest taka, że funkcjonujemy w środowisku biznesowym, które wpływa na to co Ci ludzie mogą zrobić a co nie. Firma w zależności od tego czy jest większa czy mniejsza, ma większą lub mniejszą możliwość zaangażowania pracowników bez odciągania ich od projektów komercyjnych. Mniejsze firmy mają tego czasu mniej i będą łączyć pracę dla klienta komercyjnego z pracą dla klienta niekomercyjnego, podczas, gdy duże firmy takie jak np. Google (akurat teraz pracujemy nad tym, żeby dobrać dla nich fajny projekt) mogą poświęcić czas 20 osób, na 6 miesięcy, po to, aby te osoby mogły się w 100% skupić na zrealizowaniu tego projektu.

 

Myślę, że na koniec dnia, to jak te projekty są efektywne i skuteczne to kombinacja kilku czynników:

  • jak dobrze dobrany jest projekt do zainteresowań ludzi;
  • jak duża jest firma i jak dużo może realnie, bezpiecznie dla siebie wydelegować zasobów, żeby dalej performować  dobrze biznesowo;
  • jak odpowiedzialnie firma zobowiąże się do projektu. 

Nikt przecież nie każe małej firmie zobowiązywać się do wielkiego projektu. Tutaj widać też, jak ważna jest rola matchingu. Istotne jest, żeby firmy były w stanie mądrze i odpowiedzialnie powiedzieć, co je interesuje i jak dużo są w stanie poświęcić czasu, żebyśmy my, jako pośrednik byli w stanie tej firmie dostarczyć projekt, który zmaksymalizuje wpływ społeczny z tego czasu i alokowanych kompetencji.

Chyba już czas, żebyśmy przeszli do kolejnego po pandemii kryzysu, które napędza cywilizację od ostatnich 2 lat, bo najpierw pandemia, a teraz inwazja Rosji na Ukrainę…
To w jak szybkim tempie Wy zorganizowaliście pomoc, otworzyliście działania pod wspólną banderą #TechForUkraine jest imponujące.
Gdybyś mógł trochę o tym powiedzieć - jakiego typu to działania?
Czy są skierowane tylko do organizacji pozarządowych czy też dla osób indywidualnych, które chcą pomagać?
Od razu połączę to pytanie z kolejnym wątkiem -do jakiej skali działania dążycie?
Na jak wielką skalę chcielibyście pomagać Ukrainie?

Jacek Siadkowski: Dużo pytań. Myślę, że potrzeby są bardzo duże. Każda osoba, która miała okazję uczestniczyć, w tym wspaniałym ruchu, który w Polsce powstał (zresztą nie tylko w Polsce) miała wrażenie, że pierwsze kilka tygodni tej pomocy, to był kompletny chaos. Ludzie robili co chcieli. Nie oceniam tego, ale wiele osób zamiast poczekać na definicję tego, co należałoby robić efektywnie po prostu rzucało się w wir działania. Mieliśmy np. takie relacje, że wolontariusze na dworcach wyrywali sobie kanapki i rywalizowali o to, kto pierwszy dopadnie do uchodźcy. W sytuacji, w której uchodźca wchodzi na dworzec, jest trochę wystraszony sytuacją i biegną do niego 3 osoby, to może budzić różne emocje. Mówię to tylko po to, żeby zobrazować przypadek. 

 

Z innej strony technologie dają niesamowitą możliwość optymalizacji tych działań. Wyobraźmy sobie 30 lat temu sytuację, w której uchodźca przekracza granicę i wkracza do nowego kraju, wtedy niewyobrażalne wydawało się być to, żeby w ciągu 15 minut znalazł schronienie w mieście oddalonym o 500 km. Dzisiaj może włączyć platformę, którą pomogliśmy zbudować i w 15 minut wstawić ogłoszenie z kim jedzie, gdzie i w jaki sposób, a platforma zmatchuje go z właścicielem mieszkania, które np. jest gotowe na to, żeby przyjąć osobę z niepełnosprawnością. Te technologie dają niezwykłe możliwości, natomiast jednocześnie, aby odpowiedzieć na potrzeby całego rynku potrzebne jest coś więcej niż tylko dobra wola twórców. 

 

Dochodzę już do tego jaka jest nasza rola, czyli Tech To The Rescue, w pracy nad rozwiązaniem tego kryzysu. My jako Tech To The Rescue pracujemy z organizacjami pozarządowymi, z change-makerami. To jest bardzo ważne, dlatego że jak się popatrzy na to jakie rozwiązania są potrzebne, jakie są budowane, to można je podzielić na 3 części. Jest pewna grupa rozwiązań, które są budowane przez organizacje, które mają doświadczenie w działaniu humanitarnym, mają procesy, mają zasoby na to, żeby je realizować. Mamy jakąś grupę działań, które są budowane przez tą grupę zajaranych, kierowanych dobrą wolą obywateli, którzy myślą „o umiem kodować, to zbuduję kolejną platformę do łączenia ludzi z noclegami”. Jest jeszcze trzeci kategoria projektów, tworzona przez duże organizacje, firmy i rząd, które wykorzystują swoje istniejące procesy, żeby pewne rzeczy przedstawić i ułatwić. 

 

Każda z tych kategorii twórców potrzebuje czegoś innego. Organizacje głównie koncentrują się na tym, żeby budować rozwiązania, które pomagają im działać efektywnie. Tech To The Rescue dostało mnóstwo zapytań, a bardzo wiele z nich dotyczyło tego, żeby wdrożyć w organizacji rozwiązania typu CRM, żeby łatwiej zarządzać wolontariuszami, lepiej gromadzić informacje o uchodźcach, którym pomagają, o beneficjentach. Dużo rozwiązań dotyczyło rozwiązywania jakiś konkretnych problemów, które są specjalizacją organizacji np. Stowarzyszenie Interwencji Prawnej chciało zbudować serwis internetowy, który będzie udzielał informacji o poradach prawnych dostępnych dla uchodźców. Inna organizacja, którą wspomagamy teraz, czyli Project Sunflower, którą tworzy niezależna grupa adwokatów i prawników, którzy chcą zbierać w bezpieczny sposób dowody zbrodni wojennych. Jest więc grupa projektów, które tworzą rozwiązania w tych konkretnych niszach, w których działają organizacje. 

 

Niezależni twórcy to jest bardzo ciekawa grupa twórców, ponieważ oni zazwyczaj myślą rynkiem. Dlatego tak wiele rozwiązań powstało w kategorii łączenia uchodźców z mieszkaniami czy agregacji różnych inicjatyw, dlatego że Ci chcą rozwiązać problem w skalowalny sposób, nie będąc ograniczonym operacjami, które już mają. Część z tych projektów przeżyje i się rozwinie, ale duża część- powiedzmy 28 z 30 projektów do zarządzania noclegami upadnie, dlatego że Ci ludzie w pewnym momencie wrócą do swojej regularnej pracy i nie będą mogli ich dalej utrzymywać. W tym obszarze, przynajmniej na początku, Tech To The Rescue starało się wybierać twórców, którzy mają potencjał, łączyć ich razem, żeby zintegrować te inicjatywy, tak aby nie tworzyć konkurencyjnych produktów. To, w pewnym sensie nam się udało, natomiast trzeba być świadomym, że w takim kryzysie co tydzień powstaje 100 nowych produktów. W tej skali całościowo nie da się już zarządzać. 

 

Z trzeciej strony mamy tych twórców, którzy tworzą rozwiązania systemowe jak rząd, duże platformy np. do szukania pracy (Pracuj.pl np. ma swoją platformę na rynek ukraiński, który wykorzystują, żeby pomagać tym ludziom w znalezieniu pracy w Polsce). Tym organizacjom trudno zaproponować dodatkowe zasoby, bo one już je mają. Kluczowe jest to, żeby budować mosty, żeby te produkty współpracowały z innymi usługami. O budowanie tych mostów jest dzisiaj trudno i to trzeba przyznać. Z różnych powodów, m.in. dlatego, że organizacje mierzą się z brakiem zasobów, bo ta potrzeba wybuchła nagle i była gigantyczna organizacje nie miały tak dużo przestrzeni, aby rozmawiać o współpracy. To jest coś na co bardzo liczymy w kolejnych tygodniach tego kryzysu, tzn. że uda się zbudować efektywne platformy do rozmowy dla różnych rynkowych graczy, którzy chcą rozwiązywać te problemy w kompleksowy sposób.

Skoro poruszyłeś tutaj wątek ekspertyzy, a macie szerokie spektrum postrzegania problemów, które są do rozwiązania, chciałam zapytać, czy zauważyłeś zmianę postrzegania roli technologii w życiu codziennym, przy różnych kryzysach.
Wcześniej pandemia, teraz wojna w Ukrainie?
Zmiany w “prawach wojny”, funkcjonowaniu frontu, pomocy humanitarnej, przekazach medialnych, a także przy wielkim problemie dezinformacji?
I czy Wy ze swojej strony chcecie tylko działać i rozwiązywać to praktycznie, czy też myślicie o działaniach dotyczących rozpoznania, sporządzania ekspertyz, raportów, diagnoz itp.?

Podobnie jak w przypadku pandemii, ten kryzys w Ukrainie otworzył taką dyskusję, o tym, że nie wszystkie rozwiązania z zakresu tech są sensowne.
Tak, jak było wiele trackerów covidowych, czy metod uczenia maszynowego, które miały medycznie pomagać, jednak okazało się, że w praktyce nie spełniają wymogów klinicznych.
Z Waszej perspektywy jak chodzi o pomoc, czy zauważacie ograniczenia i zmiany jak chodzi o wykorzystanie technologii w różnych dziedzinach?

TTTR to nie tylko działania na rzecz Ukrainy.
Czy możesz opowiedzieć o projektach, które wspieracie?

Które z nich najbardziej zapadły Ci w pamięci lub miały największy do tej pory impact?

Jacek Siadkowski: Do tej pory zrealizowaliśmy projekty w ponad 15. krajach, więc pytasz mnie o coś trudnego, bo wybór tych kilku, które są najciekawsze jest bardzo trudny, ale spróbuję pokazać Wam jakiś przekrój i to jak technologie mogą w znaczący sposób wpływać na życie ludzi w najdalszych zakątkach świata. Jednym z projektów, które robimy jest projekt, który wspiera kobiety w Nikaragui. Nikaragua jest krajem, w którym bardzo wiele kobiet umiera na raka szyjki macicy. Przyczyny tego leżą częściowo w kulturze, częściowo w niesprawnej opiece medycznej, ale też w bardzo dużym stopniu w edukacji i świadomości tego jak dbać o zdrowie seksualne. Dla organizacji, która dość sprawnie tam działa i której udało się w 2019 r. przebadać ponad 40 tysięcy kobiet, a żeby jeszcze więcej wyedukować tworzy aplikację, która będzie dostarczała edukację oraz możliwość zapisania się na badania screeningowe z poziomu aplikacji. Pomagamy też organizacji w Peru, która zajmuje się elektryfikowaniem lokalnych społeczności, ponieważ w Peru kilka milionów osób nie ma dostępu do prądu. Ta organizacja zaprasza studentów inżynierii z Europy i ze Stanów, którzy w ramach warsztatów DIY budują turbiny wiatrowe, a następnie instalują je w najbardziej oddalonych zakątkach Peru, dla tych ludzi, którzy tego prądu nie mają.

 

W Polsce robimy też fantastyczny projekt, który nazywa się „Pacjenci-pacjentom” i pomaga ludziom, którzy dopiero dowiedzieli się, że mają jakąś przewlekłą chorobę, która ich nie opuści do końca życia. Kiedy dostają tą receptę od lekarza i właściwie wyrok na to, że przez całą resztę życia będą musieli z tą chorobą się zmagać i nic więcej, zero wsparcia psychologicznego, zero wsparcia związanego z tym, jak poradzić sobie w życiu z tą trudną chorobą, to właśnie nasz projekt daje im możliwość znalezienia mentora. Mentor w aplikacji, to zawsze jest osoba, która ma tą samą chorobę, ale żyje z nią już od kilku lat i nauczyła się z nią żyć. Taka osoba może wesprzeć chorego emocjonalnie, a także podzielić się jakimiś praktycznymi radami, jak przyzwyczaić się do współistnienia z tą chorobą i jak prowadzić efektywne życie.

A jak to jest czuć realny wpływ działania TTTR?
W zeszłym roku trafiłeś na listę 30. młodych Polaków, którzy podbijają świat wg magazynu Forbes?
Co do tego doprowadziło w Twojej ocenie i jakie furtki otwiera taka pozycja?

Jacek Siadkowski: Wyróżnienie Forbesa to tylko wyróżnienie. Nie zmienia zbyt wiele w życiu poza tym, że sprawia że wydajesz się być trochę bardziej wiarygodnym dla ludzi, z którymi rozmawiasz. W naszym wypadku miało to dość duży wpływ na początku, bo pozwoliło nam domknąć kolejną rundę. Wiele osób, które się zastanawiało, po tym jak zobaczyło nas na okładce to pomyślało „O! Warto tym chłopakom zaufać”, a dzisiaj po prostu łatwiej nam umówić spotkanie, jeśli ktoś wie, że tą pozycję mamy, ale też nie przesadzałbym, że jest to coś co ma gigantyczne znaczenie. Większe znaczenie ma to, że robimy bardzo dużo projektów, że one są jakościowe i to, że działamy coraz bardziej na globalną skalę.

Całkiem niedawno zostałeś także wybrany jako tzw. LinkedIn Voice do oceny społecznego i globalnego wpływu sytuacji ukraińskiej.
Jakie Twoim zdaniem są najważniejsze czynniki społeczno-polityczne, które będą decydowały zarówno o relacjach międzynarodowych jak i sposobie działania dla dobra innych - również w kontekście wyścigu technologicznego, kiedy - miejmy nadzieję - ta wojna się zakończy?

Jacek Siadkowski: To jest super złożone pytanie, na które postaram się krótko odpowiedzieć, bo pełna odpowiedź, do której się zresztą nie poczuwam, bo wbrew wyróżnieniom nie jestem ekspertem od polityki międzynarodowej czy geopolityki, zajęłaby bardzo dużo czasu. To w czym my jako Tech To The Rescue pokładamy nadzieję, to makro trendy branżowe, mówiące o tym, że coraz trudniej jest o dobrego pracownika, a firmy naprawdę muszą wyróżnić się w kontekście kultury i tego jak działają, żeby zatrudnić talent.

 

Wierzymy, że wejście na rynek pracy pokolenia Z, a także to że milleniansi zaczynają zajmować menadżerskie stanowiska to będzie naprawdę bardzo sprzyjało temu, żeby firmy coraz więcej i coraz mądrzej angażowały się w działania społeczne, nie tylko pod kątem takiego zaangażowanie pro bono o jakim mówimy przy Tech To The Rescue, ale również dojrzałego, wielowymiarowego ESG, czyli takiej bardzo wielopoziomowej, mądrej odpowiedzialności za działania firmy, nie tylko w kontekście projektów, ale również w kontekście sposobu zarządzania firmą czy odpowiedzialności za środowisko.

 

To, co też będzie miało znaczenie, to to, że coraz intensywniej, coraz wyraźniej będziemy widzieć skutki kryzysu klimatycznego, a tych kryzysów humanitarnych, tych alarmów będzie coraz więcej. Dla takiej organizacji jak Tech To The Resue to niestety bardzo sprzyjające, dlatego że w takich sytuacjach firmy i obywatele się mobilizują i nam jako firmie łatwiej jest rosnąć. A dla świata? Będziemy musieli mierzyć się z coraz większą ilością kryzysów, a praktycznie każdy kryzys tego typu wiąże się z ucieczką ludzi z własnego kraju, czyli ze zjawiskiem uchodźców. Będziemy musieli nauczyć się jak efektywnie tym uchodźcom pomagać, również przy pomocy technologii.

Czego dowiadujecie się o społeczeństwie poprzez swoje dotychczasowe projekty?
Co było najbardziej zaskakujące jak do tej pory?
Jakie są widoczne, ale też niuansowe różnice między polskimi NGOsami, a tymi spoza kraju?

Jacek Siadkowski: Te lekcje – czy to o społeczeństwie czy to o organizacjach, to są tak naprawdę lekcje o ludziach.

 

Widzimy, że wielu z nas, w tym my mamy w takich sytuacjach X long term. Chcemy działać tu i teraz. Chcemy natychmiast pomóc. Mało energii wkładamy w to, żeby zrozumieć, jak ta pomoc może być najbardziej efektywna, tylko od razu rzucamy się do działania.  Więc pierwsza rzecz jest taka, że powinniśmy uczyć się jak panować nad emocjami i jak możemy rozłożyć te nasze siły i talenty w taki sposób, żeby było to jak najbardziej efektywne. Druga rzecz powiązana z tą pierwszą to fakt, że łatwiej nam się zabrać do pracy czy do pomagania w pojedynkę niż porozmawiać z innymi ludźmi, złożyć zespół, zastanowić się nad tym jakie mamy przewagi nad innymi zespołami, które robią podobne rzeczy, jak możemy się wzajemnie wspierać.

 

Zamiast tego wszyscy rzucają się do działania tu i teraz i oczekują natychmiastowych rezultatów. My staraliśmy się łączyć ludzi, ale nie było to łatwe, mimo że ludzi byli otwarci na wspólne działania, jednak jak mieli do wyboru poczekać 5 dni na projekt, który może być w jakiś sposób wyjątkowy albo zacząć tu i teraz robić coś co będzie miało efekt za chwilę (nawet jeśli ten efekt będzie wtórny) to wiele osób wolało robić coś co będzie wtórne. Czy w przypadku zagranicznych organizacji jest inaczej? To trudne pytanie.

 

Z naszych obserwacji wynika, że różnice kulturowe mają tutaj znaczenie. Widzimy, że kraje zachodnie działają trochę wolniej niż my, że starają się od początku budować pewne struktury, że myślą też od razu w skali całego kontynentu. U nas tych inicjatyw było bardzo dużo, bardzo lokalnych i w skali tu i teraz. Trzeba też powiedzieć, że tak naprawdę na koniec dnia jako społeczeństwo, jako organizacje zdaliśmy egzamin, udało nam się pomóc bardzo dużej liczbie ludzi. Mówimy dzisiaj o kryzysie humanitarnym, ale w Polsce sytuacja jest pod kontrolą.

 

Nie jest oczywiście idealnie, ale nie jest też źle. Przed nami kolejny egzamin: jak wypadniemy w kontekście maratonu, nie w kontekście sprintu, czy będziemy w stanie budować koalicję, czy będziemy w stanie działać razem, czy będziemy w stanie dzielić się wiedzą o tym czego potrzebują uchodźcy i czy będziemy w stanie budować mosty nie tylko pomiędzy organizacjami z naszego kraju, ale również innymi organizacjami w regionie czy na całym kontynencie.

Jakie są najbliższe plany TTTR? Gdzie chcielibyście być za rok?

Jacek Siadkowski: Planów mamy dużo. Taki cel, z którym wchodziliśmy w 2022 rok to był cel uruchomienia co najmniej 240 projektów w tym roku. Dzisiaj pewnie, temat ten pozostaje aktualny, jednak to co jest dla na istotne, to żebyśmy byli mogli wykorzystać pozycję jaką mamy jako organizacja z tego regionu i żeby duża część z tych 240 projektów odpowiadała na potrzeby uchodźców w trudnej sytuacji właśnie w naszym regionie. Na pewno duży wzrost, przynajmniej 3-krotny w kontekście tego, ile nas jest, ile projektów robimy. Na pewno też duży skok jakościowy w związku z tym jak bardzo jesteśmy obecni w naszym regionie Europy Środkowo-Wschodniej, na pewno będziemy zadowoleni jak uda nam się pozyskać kilku kolejnych partnerów, którzy pozwolą nam myśleć o dalszej globalnej ekspansji.

 

Przede wszystkim, jeśli mamy to sprowadzić do prostych wskaźników-chcemy robić dużo projektów, chcemy, żeby te projekty zmieniały rzeczywistość i chcemy, żeby Tech To The Rescue stawało się coraz większe. Obecnie mamy ponad 900 firm i 450 organizacji na pokładzie, a za rok chcielibyśmy być 3 razy więksi, 3 razy bardziej rozpoznawalni i chcielibyśmy podtrzymać tą trajektorię stawania się takim globalny hubem- platformą, która buduje mosty pomiędzy bramą technologiczną i bramą społeczną.

Przed nami kolejny egzamin:
jak wypadniemy w kontekście maratonu,
nie w kontekście sprintu?
Czy będziemy w stanie budować koalicję,
czy będziemy w stanie działać razem?
Czy będziemy w stanie dzielić się wiedzą o tym czego potrzebują uchodźcy?
Czy będziemy w stanie budować mosty nie tylko pomiędzy organizacjami z naszego kraju, ale również innymi organizacjami w regionie czy na całym kontynencie?

POINTA ODCINKA